Odnajduję swoje miejsca, ukryte w głębi lasu. Splatam dłoń z tropem wilka, gładząc opuszkami kontury wędrówki. Do szorstkich pni przytulam policzek, w chłodnym nurcie rzeki zanurzam spojrzenia. Nasłuchuję odgłosów Puszczy, starając się rozróżnić partytury ptasie, a kroki stawiam ostrożnie, by nie uszkodzić spokoju mikroświata mchów.
Staram się dbać o to, co mieści się w odcisku mojej stopy i w dłoni niewielkiej. Staram się doceniać to co ofiarowane, próbować pogodzić terapię, którą otrzymuję od lasu, z respektowaniem faktu, iż to tylko moja potrzeba.
Staram się leśnie być. Po prostu. Tyle ile potrafię, tyle ile umiem. Niedoskonale. Czasem może zbyt zachłannie. Popełniając błędy, nieostrożności mimowolne, ucząc się nieustannie, choć wciąż za wolno, pradawnych praw Ziemi.
Czując sercem, że im więcej wiem – tym wiem mniej.
Ale szanuję. Myślą, mową, uczynkiem.